[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz Prewłow został sam.Popatrzył na leŜących straŜników, a potem na Pitta.Minakapitana wskazywała, Ŝe pogodził się z przegraną.Z uznaniem skinął Pittowi głową, a potemwyjął z kabury pistolet i zaczął strzelać w ciemność.Kiedy opróŜnił magazynek, stał woczekiwaniu dalszych strzałów i bólu, który z pewnością po nich nastąpi.Nikt jednak niestrzelał.W sali jadalnej zapadła cisza.Wszystko jakby spowolniało i dopiero wtedy Prewłowzrozumiał, Ŝe wcale nie miał zginąć.To była pułapka, w którą wpadł naiwnie jak małe dziecko.W głębi duszy usłyszał głos, który drwiącym tonem uporczywie powtarzał jedno i tosamo nazwisko: „Marganin.Marganin.Marganin."67.Morsy to mięsoŜerne ssaki morskie z płetwiastymi kończynami, lecz widmowepostacie, które nagle otoczyły Prewłowa i zabitych straŜników, niezbyt je przypominały.Wtym wypadku morsy to Ŝołnierze Morskich Oddziałów Specjalnych Marynarki WojennejUSA, w skrócie MORS.Ta wszechstronnie wyszkolona elitarna formacja mogła walczyćwszędzie, nawet pod wodą i w głębokiej dŜungli.Było ich pięciu, ubranych w czarne gumowe skafandry, maski i obcisłe buty, podobnedo kapci.Ich rysów nie dało się rozpoznać, twarze mieli bowiem pomalowane czarną farbą,która zacierała granice między ciałem a skafandrem.Czterech trzymało w rękachautomatyczne pistolety M-24 ze składanymi kolbami, piąty zaś ściskał straszliwego stonera zdwiema lufami.Jeden z morsów podszedł do Pitta i Dany.Pomógł im wstać.— O BoŜe! — jęknęła Dana.— Cały miesiąc będę miała siniaki.Przez jakieś pięć sekund masowała sobie obolałe ciało zapominając, Ŝe jest ubranajedynie w rozpiętą kurtkę Pitta.Kiedy wreszcie zdała sobie z tego sprawę i zobaczyłamartwych straŜników, którzy leŜeli w dziwacznych pozach, jej głos przeszedł w szept:— O, cholera.o, cholera.— Chyba moŜna powiedzieć, Ŝe nasza dama przeŜyła — powiedział Pitt, uśmiechającsię półgębkiem.Uścisnął wyciągniętą dłoń morsa i przedstawił go Sandeckerowi, który niepewnieopierał się na ramieniu Giordina.— Admirale Sandecker, oto nasz wybawca, porucznik Fergus z Morskich OddziałówSpecjalnych Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych.Kiedy Fergus elegancko zasalutował, Sandecker odpowiedział mu skinieniem głowy,puścił ramię Giordina i wypręŜył się jak struna.— A statek, poruczniku? Kto nim dowodzi?— Jeśli się nie mylę, panie admirale, to pan.Przerwała mu seria z pistoletumaszynowego gdzieś w przepastnym wnętrzu wraku.— To ostatni uparty maruder — powiedział Fergus z uśmiechem, którego nie sposóbbyło nie zauwaŜyć.Białe zęby zaświeciły jak neon o północy.— Statkowi juŜ nic nie grozi,panie admirale.Gwarantuję.— A obsługa pomp?— Cała i zdrowa powróciła do pracy.— Ilu ludzi macie pod swoją komendą?— Dwie druŜyny, panie admirale.W sumie dziesięciu, łącznie ze mną.Sandecker uniósł brwi.— Tylko dziesięciu, powiadacie?— Do takiej akcji zwykle uŜywamy jednej druŜyny — odparł Fergus rzeczowo — aleadmirał Kemper uznał, Ŝe na wszelki wypadek lepiej będzie podwoić nasze siły.— Widzę, Ŝe Marynarka Wojenna zrobiła pewne postępy od czasu, gdy ja w niejsłuŜyłem — z humorem zauwaŜył Sandecker.— Są jakieś straty? — spytał Pitt.— Pięć minut temu było dwóch rannych, nic powaŜnego, i jeden zaginiony.— Skąd się tu wzięliście? — spytał Merker, patrząc złym okiem ponad ramieniemczujnego morsa.— PrzecieŜ w pobliŜu nie było Ŝadnego statku, nie zauwaŜyliśmy teŜŜadnego samolotu.Jak.Fergus pytająco spojrzał na Dirka Pitta, który skinął głową.— Poruczniku, moŜecie wyjaśnić naszemu byłemu koledze te proste sprawy.Będziemiał czas przemyśleć sobie waszą odpowiedź w celi śmierci.— Dostaliśmy się na pokład bardzo trudną drogą — usłuŜnie odparł Fergus.—Piętnaście metrów pod powierzchnią oceanu opuściliśmy atomową łódź podwodną przezwyrzutnie torped.Właśnie wtedy zaginął jeden z moich ludzi.Morze było wzburzone jakdiabli.Jakaś fala musiała cisnąć nim o burtę „Titanica", kiedy kolejno wspinaliśmy się podrabinkach, które spuścił nam pan Pitt.— Dziwne, Ŝe nikt inny nie zauwaŜył, jak wchodziliście na pokład — mruknął Spencer.— Nie ma się czemu dziwić — rzekł Pitt.— Kiedy ja pomagałem porucznikowiFergusowi i jego ludziom wejść od rufy na pokład ładunkowy, a później prowadziłem ich dokabiny na pokładzie C, która dawniej naleŜała do szefa stewardów, to wy wszyscy czekaliściew sali gimnastycznej na moją wzruszającą mowę o poświęceniu.Spencer pokręcił głową.— Opowiedz, jak pewnego razu zrobiłeś ze wszystkich wariatów.— Muszę ci to przyznać, wykiwałeś nas — dodał Gunn.— Jak juŜ o tym mowa, to Rosjanie omal nie pobili nas na głowę.Nie spodziewaliśmy się, Ŝe rozpoczną grę, zanim sztorm ucichnie.Ich wejście napokład było mistrzowskim posunięciem.I prawie się udało.Tylko admirał, Giordino i jawiedzieliśmy o obecności morsów, ale gdyby któryś z nas trzech nie uprzedził porucznika, toFergus nie wiedziałby, kiedy zaatakować.— Muszę przyznać, przez chwilę obawiałem się, Ŝe właśnie do tego doszło — rzekłSandecker.— Giordino i ja byliśmy więźniami Prewłowa, a o Pitcie sądzono, Ŝe zginął.— Tylko Bóg wie, co by się stało — powiedział Pitt.— Gdyby helikopter się niezaklinował, to w tej chwili spałbym sobie wiecznym snem na dnie morza.— Faktycznie — wtrącił Fergus.— Pan Pitt wyglądał jak śmierć na chorągwi, kiedywszedł do kabiny szefa stewardów.Twardy z niego facet.Przemoczony, z rozciętą głową, amimo to uparł się i poprowadził nas przez to pływające muzeum, aŜ znaleźliśmy waszychradzieckich gości.Dana spojrzała na Pitta dziwnym wzrokiem.— Jak długo stałeś ukryty w ciemnościach przed tym swoim entreé?Pitt uśmiechnął się filuternie.— Minutę przed twoim striptizem.— Ale z ciebie drań.Stałeś sobie tam, a ja robiłam z siebie idiotkę ! — wybuchnęła.—Pozwoliłeś im gapić się na mnie jak na wołowinę u rzeźnika.— Wykorzystałem cię, moja droga, z konieczności.Kiedy w sali gimnastycznejznalazłem ciało Woodsona i rozbitą radiostację, nie potrzebowałem Cyganki, która by mipowiedziała, Ŝe chłopcy z Ukrainy weszli na statek.Wróciłem po Fergusa i jego ludzi, apotem zaprowadziłem ich do kotłowni, przypuszczając, Ŝe Rosjanie juŜ pilnują obsługi pomp.Miałem rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl