[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale uświadomił sobie zaraz, że znalazł się przez to w o wiele trudniejszej sytuacji.Tak! Bo przecież musi nadal spełnić swoje obowiązki wobec Brytyjczyków.Z drugiej strony nie mógł sobie wyobrazić, żeby ten idiota, Norman Clark, działał rzeczywiście na zlecenie swego rządu, a nie na własną rękę.Przecież nikt nie uwierzyłby w całą tę historię! Tym wyraźniej zdał sobie sprawę, że Fastman był dla niego ostatnią deską ratunku.Tak! Nie ma innego wyjścia, jak opowiedzieć wszystko temu sympatycznemu młodemu geniuszowi.Fastman na pewno go zrozumie i uwierzy, że zawsze by} porządnym człowiekiem.Zawsze!– I potem mój drogi Albercie – ciągnął dalej Clark.– będę śmiać się z tych wszystkich, którzy zawsze uważali, że marzę o awansie na generała.Generał! Śmiechu warte! Któż to jest generał? Zwyczajny pachołek! Tyle, że w bardziej eleganckim mundurze.Ci idioci nie wiedzą jeszcze, że nasza Królowa da mi pełnomocnictwo na kontrolowanie premiera.Clark łyknął trochę herbaty nie spuszczając Alberta z oczu.– A pan mi chyba nie wierzy, Albercie.Ja tymczasem jestem w tej komfortowej sytuacji, że mogę to panu udowodnić.– Ależ skąd, panie pułkowniku – powiedział ostrożnie Albert von Riddagshausen – wierzę w każde pańskie słowo! Myślę tylko, że nie wszystko dokładnie zrozumiałem.– Czego pan nie zrozumiał? – Clark uspokoił się trochę.– Proszę powiedzieć, zaraz wyjaśnię.Jest pan przecież moim partnerem.Bardzo ważnym partnerem!– Jest to dla mnie jasne, że Królowa musi pana ogromnie cenić.Ale dlaczego miałaby panu dać pełnomocnictwo na kontrolowanie premiera? Czemu po prostu nie nominuje pana na premiera? Pana ogromny i wyjątkowy talent widać przecież jak na dłoni – profesor musiał wziąć do ust większy kawałek polędwicy, żeby nie wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem.Zauważył błysk w oczach Clarka.– O właśnie! To bardzo ważny punkt.Mówiliśmy już o tym.Ludzie, którzy mają nam służyć, w żadnym razie nie mogą utracić przekonania, że żyją w demokracji, że współuczestniczą w ważnych decyzjach.Poprzez wybory, rzecz jasna! – Clark zaśmiał się głośno, ale zaraz opanował się.– Czy to nie śmieszne? Oni wszyscy są przekonani, że mają wpływ, że ich głos się liczy, że naprawdę kogoś wybierają!Albert von Riddagshausen zaryzykował krótkie spojrzenie w bok.W lokalu znajdowało się na szczęście niewiele osób i wyglądało na to, że nikt nie zainteresował się głośnymi wywodami Clarka.Mój Boże, pomyślał profesor, jak tu się z tego bagna wydostać? A może jednak Clark gra? Może ukryty za maską szaleńca chce sprawdzić jego poczucie realizmu politycznego, stopień jego gotowości, lojalności? Nie można przecież brać tego wszystkiego serio.Trzeba się mieć na baczności i już go więcej nie podpuszczać, pomyślał.Bo jeśli w końcu zdejmie maskę? Z drugiej strony wiedział, że w takim wypadku zaraz przywdziałby nową, inną.Nie było wyjścia jak grać dalej.Tak! Trzeba grać dalej, postanowił.– Tak, teraz jestem naprawdę przekonany, że Fastman spadł nam jak z nieba – powiedział Albert von Riddagshausen, akcentując słowo nam.– Rozumiem też, że koniecznie musieliśmy się spotkać.Jest pan prawdziwym geniuszem, Norman! – Albert von Riddagshausen starał się mówić pewnym głosem, przymknął oczy, jakby chciał pokazać, że teraz już wszystko rozumie.Mina ta miała ukryć ironię, bo wydawało mu się, że trochę przesadził.Udało się.Clark promieniował dalej zadowoleniem.– Wiem, wiem, Albercie – powiedział z uśmiechem.– Gdyby było inaczej, nie byłbym tak pewny siebie.W każdym razie cieszy mnie bardzo, że wreszcie pan to pojął, przyjacielu.Clark podniósł się z uśmiechem, przechylił się nad stołem i poklepał profesora po ramieniu.Tu Albert von Riddagshausen skapitulował, emocje wzięły górę.Wybuchnął gromkim śmiechem.Kilka sekund później roześmiał się też Clark i w rytmie śmiechu poklepywał go dalej po ramieniu.Albert był pewien, że się nie myli traktując to jako odruch sympatii ze strony Clarka.– Tego właśnie oczekiwałem, Albert.Wreszcie jestem stuprocentowo pewny, że znalazłem w panu przyjaciela i, że jest pan wewnętrznie przekonany co do słuszności mego.przepraszam.naszego przedsięwzięcia.Clark zamknął oczy, jakby chciał dodać ważności temu, co zamierzał powiedzieć.– Tak, Albert, teraz już wiem, że mogę na pana liczyć.Zawsze! Właśnie mi pan to udowodni! – dodał po chwili.– Cieszę się, że pan to zauważył, Norman – powiedział Albert von Riddagshausen.Korzystając z tego, że Clark miał ciągle jeszcze zamknięte oczy, rozejrzał się dookoła.Chciał sprawdzić, czy przedstawienie, jakie odegrali, rzeczywiście nie miało widzów.– Proszę mnie zrozumieć – ciągnął dalej widząc, że Clark powoli otwiera oczy, jakby wracał z jakiejś wewnętrznej świątyni.– Musiałem mieć pewność, że pan to wszystko mówi poważnie.– Jasne, Albert.Ach, prawie bym zapomniał.ale to oczywiste, że i o panu.to znaczy o pana przyszłości też pomyślałem.Jak już wszystko będziemy mieli za sobą, zaproponuję panu stanowisko rektora wybranego przez pana uniwersytetu.Chyba, że wolałby pan być ministrem nauki.ale jak pana znam, to pewnie nie będzie pan chciał zajmować się polityką.Mam rację?– Może jeszcze trochę za wcześnie o tym myśleć? – zapytał ostrożnie profesor.– Ależ skąd, Albert! Tylko perfekcyjne planowanie może zakończyć się powodzeniem.i niech mi pan wierzy, wszystko pójdzie szybciej, niż pan myśli.– Skoro tak pan uważa.– Albert von Riddagshausen starał się trzymać swego programu.Skinął na przechodzącego właśnie kelnera.– Poproszę o rachunek – powiedział, gdy ten podszedł.– To ureguluję ja – wtrącił się Clark.– Powiedziałem panu przecież, że jest pan gościem Royal Society.– Dziękuję – odparł profesor.– Pójdę się przebrać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl