X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Le��c z rozbitym �okciem zagryz�em wargi i ze z�o�ci� przypomnia�emsobie ostatnie, na wpó� �artobliwe ostrze�enie Senta: "Uwaga na s�k!"Spojrza�em za siebie.Je�eli istotnie by� tam s�k, to musia�em go wybi� butem izupe�nie wyrwa� z pod�ogi, bo teraz ukaza�a si� na jego miejscu ma�a czarnadziura.Ju� mia�em wsta�, gdy przenios�em wzrok w drugi k�t pokoju idostrzeg�em co�, co sk�oni�o mnie do pozostania na pod�odze.Pierwsze spojrzenie nie przynios�o mi �adnego wi�kszego wra�enia próczniepokoj�cego wzrok niezwykle silnego kontrastu.W bia�ej �cianie naprzeciwmnie tkwi�y wyloty trzech bardzo czarnych i g��bokich otworów.Przez d�u�szyczas przygl�da�em si� im z rozproszon� mimo napi�cia woli uwag� i nie mog�emuchwyci�, która z dwu cech obrazu bardziej mnie zdumiewa czy ta bezdennieg��boka, wr�cz nierealna czer�, czy raczej bardzo urozmaicona linia konturu,nadaj�ca otworom okre�lony, jednoznaczny i w�a�nie dzi�ki temu tak bardzoniesamowity kszta�t.Mia�em przed sob� przebite daleko w g��b �ciany sylwetkidwóch postaci dziewczynki i psa.Bardzo ostra linia konturów - jako granicami�dzy czerni� ka�dego otworu i biel� �ciany - uk�ada�a si� w zawi�e rysunki,oddaj�ce subtelne szczegó�y tych sylwetek, przywo�uj�c na my�l niezupe�nie wtym wypadku trafne - podobie�stwo do postaci z teatru cieni.Umieszczonynajni�ej trzeci otwór nie przedstawia� niczego osobliwego: mia� kszta�tidealnego ko�a, równie� pozbawionego jakichkolwiek szczegó�ów w obr�bieczerni.Unios�em si� z pod�ogi i ruszy�em ku nim.One te� drgn�y; jak na komend�wszystkie trzy przesun�y si� wyra�nie w bok i nieco w dó�, zachodz�c cz�ciowona pod�og�.Zmieni�y przy tym nie tylko swoje po�o�enie, ale równie� kszta�t;brzegi ich przybra�y zupe�nie inny zarys, lecz - i to w�a�nie wyda�o mi si�najbardziej niezrozumia�e - pomimo przesuni�cia i zasadniczej zmiany liniikonturu nadal pozosta�y tym, czym by�y dot�d: postaciami dziewczynki i psa,tyle tylko, �e widzianymi z nieco innej strony.Jedynie ko�o w dalszym ci�gupozostawa�o ko�em.Przecisn��em si� mi�dzy w�skim tapczanem i przysuni�tym do niego sto�em (tak �ena chwil� straci�em je z oczu) i podszed�em do tego miejsca na �cianie, naktórym znajdowa�y si� na samym pocz�tku.Zbada�em je dok�adnie.�ciana jak�ciana: miejscami g�adki, gdzie indziej brudny i chropowaty mur, strz�pzakurzonej paj�czyny, jaki� zaciek - ani �ladu po otworach.Szybko obejrza�em si� poza siebie.Figury dziewczynki i psa (mog�em mie� terazpewno��, �e wbrew odniesionemu wra�eniu nie s� one otworami w �cianie, leczrzucanymi na ni� czarniejszymi od smo�y cieniami nieobecnych przestrzennychbry�) przew�drowa�y na nowe miejsca: dr��y�y teraz inn� cz�� pod�ogi iprzeciwleg�� �cian�.Kontury ich te� nie by�y te same : odpowiada�y sylwetkombry� trójwymiarowych ogl�danych z znów z innej, tym razem przeciwnej strony.�ledz�c je dalej z pewn� nieufno�ci�, post�pi�em kilka kroków w 'bak, a potemposzed�em ,dalej po okr�gu ko�a.Efekt tego by� taki, �e poruszaj�c si� zidentyczn� jak moja pr�dko�ci�, p�ynnym ruchem zatoczy�y taki sam �uk, na�o�y�ysi� cz�ciowo na siebie i znów rozesz�y.Charakterystyczny by� jednak fakt, �eprzesuwa�y si� wy��cznie wówczas, gdy ja zmienia�em stanowisko obserwacyjne;nawet nieznacznemu ruchowi mojej g�owy odpowiada�o proporcjonalne do niego ichporuszenie, przy czym, gdy ja szed�em wzd�u� jednej �ciany - one w�drowa�y po�cianie przeciwleg�ej.I tylko na pod�odze, gdzie� mniej wi�cej po�rodkupokoju, gdzie wypada�y �apy psa i stopy dziewczynki, cienie.a jednak niedziury (mimo wszystko nie mog�em rozsta� si� z tym wra�eniem) by�y prawienieruchome, trzyma�y si� wci�� tych samych miejsc, okre�laj�c zarazem okoliceosi, wokó� której obraca�a si� ca�a ta karuzela.Jeszcze nie �mia�em wyj�� na �rodek pokoju, chocia� rozumia�em ju�, �e tamw�a�nie tkwi klucz do rozwi�zania ca�ej tajemnicy.Czerniej�cy na pod�odzeniedaleko moich stóp otwór bezdennej studni mia� niewiele wi�cej ni�pi��dziesi�t centymetrów �rednicy.Kl�kn��em nad nim i zbli�y�em r�ce do jegokraw�dzi.D�onie nie dotar�szy jeszcze do rzekomego otworu, natrafi�y naniespodziewany opór: zetkn�y si� z czym�, czego wcale nie by�o wida� - obj�yg�adk� i tward� kul�, która spoczywa�a na pod�odze styczna do jej powierzchni.Ale no�nikiem tego spostrze�enia by� jedynie dotyk, bo zmys� wzroku informowa�mnie w dalszym ci�gu, �e mam pod sob� wylot studni.Patrzy�em z szerokorozwartymi oczami na to, co mi si� ukaza�o w dole.Te cz�ci moich d�oni, któreznalaz�y si� pod kul�, przesta�y istnie� - znik�y ostro �ci�te brzegiem czarnejplamy.Kula robi�a wra�enie bry�y odlanej z o�owiu i przymocowanej do pod�ogi wpunkcie swojej z ni� styczno�ci.Nie mog�em jej ud�wign�� ani nawet poruszy� zmiejsca.Wsta�em z kl�czek i poszed�em na �rodek pokoju.Teraz, gdy patrzy�em z bliska iskosem z góry, nast�pi� znaczny skrót perspektywiczny i przedstawiaj�casylwetk� dziewczynki dziura w ca�o�ci mie�ci�a si� ju� na pod�odze.Kontur jejstóp dr��y� pod�og� niedaleko moich butów, a ona sama - ju� nie ten iluzorycznyotwór w pod�odze lub w �cianie, lecz sama dziewczynka - sta�a blisko mnie, wodleg�o�ci wyci�gni�tej r�ki.Dotkn��em jej g�owy.Moje palce przesun�y si� pog�stych twardych w�osach i opad�y ni�ej, na drobn� twarz.Stukn��em palcem w t�twarz; cho� by�a twarda jak stal, nie wyda�a �adnego d�wi�ku.Potem znalaz�emoczy: pod powiekami wysoko uniesionymi, �liskie i lekko wypuk�e; w k�cikujednego z nich odkry�em male�k� grudk�, co� przypominaj�cego zawieszon� tamkropelk�, chyba �z�.Usta jej by�y szeroko rozchylone, jakby skamienia�e wkrzyku, wargi napi�te i g�adkie, wypolerowane tak samo jak reszta twarzy i taksamo twarde jak wszystko - jak ca�y pos�g.Obchodz�c j� dooko�a zapomnia�em obliskiej, cho� niewidocznej obecno�ci psa.W pewnej chwili zawadzi�em nog� owystaj�cy mu z pyska kie� i rozerwa�em spodnie od kolana a� do wylotu nogawki.Aby powetowa� sobie t� strat�, usiad�em mu na grzbiecie z beztroskim zamiaremdok�adnego przegl�du jego obna�onych z�bów.Zachowywa�em si� coraz bardziejlekkomy�lnie, jak dziecko, zrazu onie�mielone zaczajon� w ka�dej nowo�cigro�b�, ale popychane ku niej przez nieodpart� ciekawo�� i wreszcieuszcz�liwione posiadaniem niezwyk�ej zabawki.Ale te� by�a to doprawdy bardzodziwna sytuacja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl